ALE - 20% - kod: biegambotakwyszło

sobota, 31 października 2015

Zmiany, zmiany, zmiany



Mija właśnie miesiąc od kiedy zaszło trochę zmian w moim treningu biegowym ale nie tylko.


Nawiązałem współpracę z trenerem – czułem, że potrzebuję „bata” nad sobą, jakoś już nudziło mnie to powolne bieganie bez żadnej poprawy, a sam jakoś nie mogłem się zmusić to mocniejszych treningów. Brakowało też regularności. Potrafiłem sobie powiedzieć „dziś nie biegam, wyjdę jutro”. A mając 32 lata jeszcze trochę życia na bieganie zostało, więc postanowiłem spróbować. A co tam. :)

Już po miesiącu mogę powiedzieć, że było to bardzo dobre rozwiązanie. Forma powoli, powoli ale rośnie. Czynników sprawiających, że tak jest – jest kilka. 

Pierwszy to trener i rozpisane treningi. Odpowiednio ułożony plan, dzięki któremu czuję się coraz lepiej. Wiem co mam biegać, wiem czemu mam to biegać i przede wszystkim wiem, że jest ktoś kto sprawdzi czy biegałem i przeanalizuję to pod kątem dalszych treningów. To jest ten „bat”, którego potrzebowałem. Nie ważne jaka jest pogoda za oknem – pada, wieje, jest gorąco (na to ostatnie to jeszcze poczekamy) – mam ochotę wyjść pobiegać.

Drugi – regularność biegania. Wrócił mój ulubiony plan biegania – w dni na literę „P” nie biegam, czyli 5 treningów w tygodniu. W większości są to po prostu spokojne biegi, ale są. Najważniejsze jest, że się ruszam i pracuję dalej nad poprawą formy. 

Trzeci – ponownie nabrałem ochoty do cięższej pracy (czyt. szybszego przebierania nogami). Po pierwszych mocniejszych treningach poczułem moc, o której istnieniu zapomniałem. Przez cały rok biegałem spokojnie, ze znajomymi, bez żadnej spinki. Ostatni szybszy bieg zaliczyłem w styczniu. Aż tu przyszedł nagle jeden z treningów i „bach” – nie było to rewelacyjne tempo ale jak na mnie to już szybko. Trzy dni później i podczas treningu bez większego wysiłku zbliżyłem się do życiówki na 10km (różnica 1m:50s). Podczas tego treningu pobiegłem pierwsze 5km o ok.40 sekund wolniej niż w sobotę, gdy biegłem na aktualnego maksa – różnica w tętnie też była sporo, bo aż ponad 10 ud/min. Pokazuję to, że gdzieś siedzi moc, trzeba ją tylko uwolnić. Choć ciekawe co na ten temat powie trener :)


Czwarty – utrata zbędnych kilogramów (jeszcze nie wszystkich ale już trochę mnie ubyło). Od czasu Maratonu Warszawskiego ubyło mnie już prawie 10kg – tak, nie przewidziało Wam się – 10kg mniej. Przy wzroście 198cm waga trzycyfrowa nie jest aż tak zauważalna, bo ma gdzie się to rozłożyć. Jak dobrze pójdzie na wiosnę moja budowa ciała będzie zupełnie inna, ale już teraz czuję różnicę. Biega się zdecydowanie lżej :)

Piąty – dieta – zmieniłem swój sposób odżywiania i to także zasługa trenera. Zacząłem jeść regularnie, gotuję sobie obiady do pracy i poświęcam na to naprawdę niewiele czasu - wcale nie trzeba spędzać godzin w kuchni. Jem więcej warzyw – głównie buraki – mógłbym jeść je codziennie :) oraz owoców :) odstawiłem też całkowicie niektóre produkty jak choćby pieczywo, wszelkie słodycze oraz napoje gazowane. 


Szósty – ćwiczenia wzmacniające. Do tego zawsze było mi się ciężko zmobilizować i potrafiłem nie robić żadnych ćwiczeń wzmacniających nawet przez 2-3 tygodnie, później jeden trening i znowu przerwa. Teraz staram się niektóre ćwiczenia wykonywać nawet codziennie, a dłuższe treningi raz na dwa-trzy dni.


Październik zakończyłem z lekko ponad 200km na liczniku, czyli wszystko powoli wraca do normy.

Zobaczymy co przyniosą kolejne miesiące. 
Trzymajcie kciuki.

niedziela, 4 października 2015

Biegnij Warszawo - moja opinia na temat tego biegu

Dziś odbyła się kolejna edycja biegu Biegnij Warszawo, w której wystartowało, a może raczej ukończyło 8620 osób. Fala pomarańczowych koszulek wylała się na ulice Warszawy i wyglądało to naprawdę bardzo fajnie. Bardzo dobrze, że ludzie zaczynają się ruszać i spędzać coraz więcej czasu aktywnie, a nie siedząc przed telewizorami.

Żeby nie było tak kolorowo to powiem Wam, że osobiście nie lubię tego biegu. Pewnie zastanawiacie się czy w ogóle w nim startowałem. Tak, biegłem w nim 2 razy, raz jako pacemaker dla znajomej (w 2013 roku), drugim razem to był ostatni szybszy bieg przed maratonem w Poznaniu (w 2014 roku).

Pierwszy start to sporo wylewania jadu przez innych biegaczy na mnie i moją znajomą za spowalnianie - bardzo dobrze rozumiem ich i pewnie też miałbym pretensje, ale można inaczej zwrócić uwagę niż wyzywając od różnych tam. Tutaj przyznam się do czegoś z czego nie jestem dumny - startowaliśmy wtedy ze strefy VIP, jako osoby biegnące ze strony sponsorów/partnerów biegu - nigdy więcej się tam nie pojawię, to nie moja bajka i nie moje miejsce - zawsze wolę stanąć w wolniejszej strefie niż w swojej.

Drugi to już inna bajka, chciałem sobie pobiec drugi zakres, a końcówkę mocniej. Niestety tylu niedzielnych biegaczy nigdy nie miałem na trasie, ale jeżeli już przeklinałem to sobie pod nosem.

Tylu niedzielnych biegaczy nie mijałem na żadnym innym biegu. Ustawienie się w swoich strefach czasowych nie obowiązuje według większości uczestników - mają po prostu na to wyjebane (może to za mocne słowo, ale takie jest moje zdanie). A skąd to się bierze - choćby z takich wpisów jak po biegu Powstania Warszawskiego wrzuciła jedna z blogerek na Instagramie. W tym temacie jest wiele do zrobienia, trzeba edukować osoby biegające - organizatorzy powinni także do tego się przyłączyć (ale to temat rzeka). W dniu dzisiejszym gdy usłyszałem jak to kultura w polskich biegach bardzo się poprawiła i jak to wszyscy ustawiają się w swoich strefach czasowych to aż wybuchłem śmiechem - sorry, ale nie w Polsce - może jest lepiej, ale dalej tragedia.

Ale formuła tego biegu wydaję mi się właśnie taka, że tutaj nie chodzi o wynik, nie o jakość, chodzi o ilość biegaczy, czyli po prostu frekwencję i sprzedaż pakietów startowych. Aż sam się dziwię, że wpisowe na poziomie 89zł (tak, 89zł) przyciąga tak dużą grupę ludzi. Za te 89zł można choćby wystartować w maratonie lub w dwóch biegach na 10km. Gdy wracaliśmy z Tomkiem ze Szczecina i rozmawialiśmy z Wojtkiem w Warsie na temat biegów i akurat poruszyliśmy temat Biegnij Warszawo do rozmowy włączył się siedzący z nami chłopak zadając pytanie - co trzeba byłoby zmienić, aby bieg był lepszy? - odpowiedzieliśmy - nic, ten bieg ma taki być, taka jego formuła.

Co było dla mnie jeszcze zaskakujące w dniu dzisiejszym - wystartowały trzy strefy, a niektórzy uczestnicy jeszcze szli w stronę startu i to nawet się nie spieszyli, jeszcze zdjęcia, ostatnie sms-y lub wpisy na portalach społecznościowych, nawet organizatorzy poganiali ich, aby szybciej przekroczyli linię startu, ale to na nic.

Podsumowując - Biegnij Warszawo to moim zdaniem bieg z zabawą, plotkami i zdjęciami w trakcie biegu. Jest to typowy bieg dla grup znajomych, które biegną całą szerokością trasy - niestety, ale takie jest moje zdanie. I właśnie dlatego raczej szybko w nim nie wystartuję, to nie moja bajka - zdecydowanie wolę wyjść na osiedle i sobie pobiegać. 

Ale jest jeden plus i wspomniałem o nim na początku - bieg przyciąga sporo nowych biegaczy, ludzi, którzy zamiast siedzieć w domu wychodzą się poruszać i za to brawa dla organizatorów, ale przede wszystkim dla tych wszystkich biegaczy - najtrudniej jest zrobić ten pierwszy krok, później jest już łatwiej.

finish Biegnij Warszawo - obejrzyj

Biegnij Warszawo 2015 finish