ALE - 20% - kod: biegambotakwyszło

czwartek, 5 lipca 2018

GARMIN Swimrun Series Stężyca 2018

GARMIN Swimrun Series Stężyca 2018 – co my tam robimy?

Jadąc z Nie jestem blogerem - Biegam do Stężycy sami nie wiedzieliśmy do końca co nas tam czeka.


Niby oglądaliśmy filmiki na YT, głównie Od Grubasa do Ultrasa, który dość mocno wkręcił się w ten sport, jednak wciąż była to dla nas mała niewiadoma. Przed nami był dystans 5km (1km pływania, 4km biegu). Do tej pory skupialiśmy się tylko na bieganiu, a nawet i tego było w ostatnim czasie mało. Na basenie byłem ostatnio 14 czerwca, więc zastanawiałem się jak mi pójdzie pływanie.

Dystans podzielony był na 11 sekcji (bieganie na zmianę z pływaniem):


bieg1 1,35km
pływanie1 0,19km
bieg 2 0,35km
pływanie 2 0,28km
bieg 3 0,76km
pływanie 3 0,34km
bieg 4 0,50km
pływanie 4 0,14km
bieg 5 0,20km
pływanie 5 0,23km
bieg 6 0,60km

pływanie 1180 m
bieg 3760 m
łącznie 4940 m

Wyjechaliśmy z Warszawy ok. 4 rano. Na miejsce dotarliśmy jakoś przed 8. Odebraliśmy pakiety startowe i szybko na zakupy. Od razu udaliśmy się na stoisko Goswimrun.pl. Byliśmy już z nimi umówieni, że jak tylko przyjedziemy to wpadamy odebrać wcześniej zamówiony towar – koszulki NU i pullboy’e.

Sprzęt zakupiony, a czasu do startu jeszcze sporo. Szybkie zakupy w spożywczaku, jeszcze po rogaliku, szybka kawa. Nadszedł wreszcie czas, aby przebrać się w strój startowy.

Gdy słońce przebijało się zza chmur było całkiem przyjemnie. Niestety silnie wiejący wiatr zapowiadał duże fale na wodzie.

9:30 i poszli. Na starcie pojawiło się łącznie ok. 150 osób startujących na 3 dystansach – 5km, 10km i 25km (jedyny dystans w parach). Na początek ponad 1km dobiegu do pierwszego pływania. Tempo w okolicach 4:30/km. Wbiegamy do wody. Cały tłum ludzi. Gęsto. Zaczynam płynąć. Nie czuję się pewnie. To moje pierwsze zawody z pływaniem open water. Nagle bum. Dostaję kopniaka w twarz od gościa który płynie żabką. Na chwilę zatrzymuje się w wodzie. Szybko dochodzę do siebie i próbuję płynąć dalej. Próbuję to idealne określenie, bo raczej pływania to nie przypominało. Ciągle nie czułem się pewnie, źle mi się oddychało. Poczułem wielką ulgę gdy dotarłem do końca tego odcinka, ale w głowie wiedziałem, że jeszcze 4 pływania przede mną i jak będzie tak, jak teraz to będzie bardzo źle. Wybiegam z wody i lecę za innymi zawodnikami. Tym razem już trochę wolniej. Buty po pływaniu dają radę. Dobiegam do kolejnego odcinka. Trzeba przepłynąć na drugi brzeg jeziora (ponad 300m). Znowu nie czuję pewności. W głowie tysiące myśli. Może by zawrócić i się wycofać. Nie! Walczymy. Co mam do stracenia. Nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko przechodzi. W końcu uspokoiłem oddech, rozgrzałem odpowiednio ręcę. Wpadłem w trans. Fale na wodzie wcale nie pomagały. Przed zawodami nawet istniała możliwość skrócenia trasy ze względu na ich siłę i wysokość. Dopłynąłem do brzegu. Kilka oddechów dla uspokojenia organizmu i biegnę. Lekko pod górę, potem ostro w dół do kolejnego odcinka w wodzie. Trasa była bardzo dobrze oznaczona i bez problemu było widać cel do którego trzeba dopłynąć. Ten odcinek był z prądem, więc było troszkę łatwiej. Wiedziałem, że jak już pokonam ten odcinek to już prawie końcóweczka. Jeszcze dwa krótsze odcinki w wodzie i dobieg do mety. Wybiegam z wody, znowu pod górkę i lecę dalej. Dobiegając do kolejnego pływania, widzę jak wyznaczona jest powrotna trasa. Zbiegam na plażę. Wbiegam na pomost. Okularki na oczy, pullboy między nogi i wskakuje do wody. Biała flaga na drugim brzegu. Płynę. Cały czas walka z falami, ale najgorszy odcinek jeszcze przede mną. Zostały mi jeszcze 3 odcinki, dwa biegowe i jeden pływacki. Po wybiegnięciu z wody w marinie, bieg pomostem do kolejnego etapu. Skok z pomostu do wody skończył się tym, że wpadłem w muł prawie do pasa. Gdzieś lekko utknęła mi w nim noga. Uwolniłem się. Płynę. Ostatni etap pod prąd. Ciągła walka z falami. Czuć już zmęczenie w rękach, ale trzeba walczyć i gonić tych co przede mną. Próbowałem minąć jednego gościa, ale ten jak na złość cały czas wpływał przede mnie i zahaczałem o jego nogi. Poczekałem aż trochę mi odpłynie i przyspieszyłem. Minąłem go. Do brzegu jeszcze sporo. Płyniemy w grupie 5 osobowej. Z wody wychodzę ostatni. Wiem, że został już tylko podbieg i kilkaset metrów po płaskim. Jeszcze przed podbiegiem mijam 3 osoby, a na podbiegu kolejną i uciekam. Cały czas czułem na plecach oddech kolejnego zawodnika. Udało się wyrobić kilkunastometrową przewagę, którą już kontrolowałem do końca. Na metę wbiegłem z czasem lekko ponad 55min zajmując 11 open (na 19 osób). Czas nie powala, bo do zwycięzcy straciłem aż 14min, ale przecież nie przyjechałem tutaj wygrywać.


Ten start to miało być przetarcie „szlaku”, zaznajomienie się z tą dyscypliną. Wyszły oczywiście braki, nad którymi trzeba mocno popracować. Wyjechaliśmy ze Stężycy z nowymi znajomościami, nowymi doświadczeniami i przede wszystkim z planami kolejnych startów. Swimrun to nie tylko rywalizacja sportowa, to także możliwość startu w pięknych miejscach. Widoki czasami zapierały dech w piersiach, co widać po zdjęciach. Piękne krajobrazy, pełno emocji i walka z samym sobą. Naprawdę warto spróbować. Zajrzycie na YT, obejrzyjcie relację z zawodów, może Was też to wciągnie.


Imprez swimrunowych w naszym kraju nie ma za wiele (póki co chyba tylko 4), więc najbliższy już 25 sierpnia w Swimrun Wióry. Tym razem już to będzie start w parach, związani linką. Pytanie pozostaje tylko jedno – jaki dystans wybierzemy 15 czy 33km?

To na koniec jeszcze trochę o samym swimrunie (cyt.goswimrun.pl):

Swimrun narodził się w Szwecji. Czterech śmiałków założyło się, kto pokona wpław i biegiem trasę, wiodącą przez 20 wysepek - z jednej części Archipelagu Sztokholmskiego na drugą. Pierwsze oficjalne zawody zorganizowano w 2006 roku pod nazwą ÖTILLÖ (z szwedzkiego "od wyspy do wyspy") Obecnie swimrunowe wyścigi organizowane są w kilkudziesięciu krajach na świecie, zaś pod szyldem ÖTILLÖ odbywają się Mistrzostwa Świata w tej dyscyplinie.

kilka fotek od Sportnakaszubach.pl 😉