ALE - 20% - kod: biegambotakwyszło

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rzeźniczek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rzeźniczek. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 czerwca 2015

Już po Rzeźniczku

Na pierwsze bieganie po Rzeźniczku wybrałem się w poniedziałek. Pobiegłem do Lasku Bielańskiego trochę rozprostować nogi. O ile podbiegi nie stanowiły żadnego problemu o tyle każdy zbieg moje czwórki czuły bardzo dobrze. Niemniej czułem się świetnie, mógłbym tego dnia biec i biec, na szczęście gdzieś jeszcze zadziałała głowa i skończyłem po 11km bardzo spokojnego biegu w pierwszym zakresie.


We wtorek dołożyłem kolejne 10km bardzo spokojnego biegu z jednym mocnym akcentem na koniec i tempem maksymalnym 2:28/km - a biegło mi się przy tym tak leciutko.


Dziś miał być kolejny trening, ale wyszło chyba lekkie zmęczenie materiału (bieganie+praca) i wolałem odpuścić, szczególnie, że w niedzielę biegnę półmaraton w Grodzisku Wielkopolskim i tak zakończę starty w tym okresie (choć i tak nie będę się ścigał, to dopiero na jesień).

Plany na resztę tygodnia - jutro i w piątek ciągle pierwszy zakres, dystanse 10-15km, wszystko biegane w Lasku Bielańskim.

niedziela, 7 czerwca 2015

Rzeźniczek - relacja (a niebawem relacja video - ok.30min)

(informacyjnie - w tekście jest trochę linków do filmików)

Na Rzeźniczka jechałem dzięki namowom Tomka i odkupionemu pakietowi od znajomego.

Początkowo zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem, ale co tam, raz się żyję.

Przyszedł w końcu ten dzień, czyli piątek 5 czerwca, wsiedliśmy rano w samochód i ruszyliśmy w drogę do Cisnej.

Na miejsce dojechaliśmy po 17, od razu udaliśmy się na po pakiety. Czuć już było atmosferę biegowego święta w Bieszczadach jakim jest Rzeźnik i towarzyszący mu Rzeźniczek. Mijaliśmy albo kuśtykających Rzeźników albo osoby z pakietami na jego krótszego braciszka. Co ciekawe w pakiecie zamiast koszulki Rzeźniczka dostałem Rzeźnika - czyżby to jakiś znak?


Pakiety odebrane, piwo zakupione, można było jechać coś zjeść. Wylądowaliśmy w Wetlinie na zupie (Tomek pomidorowa, ja krupnik) i kopytkach (Tomek z bukietem surówek,a ja z frytkami, a co). Jeszcze szybkie zakupy w pobliskim sklepie i czas jechać na nocleg. Nocowaliśmy u rodziny Tomka w Baligrodzie.


Przed snem wybraliśmy się jeszcze na spacer po miasteczku rozprostować tak naprawdę nogi i troszkę je rozruszać. Powrót do domu, przygotowaliśmy cały sprzęt na bieg, jeszcze po piwie na dobry sen i spać. Najgorsze, że w ogóle spać mi się nie chciało. Łącznie może przespałem jakieś 2-3h. Wstaliśmy przed 6 rano, śniadanie (bułki z nutelką), do picia izo i byliśmy gotowi do drogi.

Dojechaliśmy do Cisnej jakoś parę minut po 17. Akurat podjeżdżała kolejka, wsiedliśmy i pojechaliśmy na start. Podróż trwała jakieś min.30min i powiem szczerze,że to stanie mnie zmęczyło. Robiło się już ciepło. Na niebie zero chmur, tylko jedna wielka żarówka.

Dojechaliśmy na start, za nami jeszcze dwa pociągi z zawodnikami. Trochę znajomych twarzy. Wszyscy gotowi na cierpienie.


Wybiła 9 i poszliśmy. Początkowo nawet w tempie 5:30/km. Niestety już przy pierwszym podejściu ścieżka się zwęziła i wszyscy poruszali się gęsiego, z małymi wyjątkami biegnącymi "poboczem". Na tym etapie te górki były łagodne, ale gdzieś tam odkładały się w nogach. Biegnąc z kamerką czasami się zatrzymywałem i nagrywałem innych towarzyszy biegu, ale także widoki oraz cierpienie na podbiegach, ale o tym zaraz.

Były podbiegi to i musiał być zbieg. Był dość długi, bo ponad kilometrowy prosto do punktu żywieniowego, gdzie uzupełniłem bukłak, napiłem się wody, jeden kubek wylałem na głowę, krótki nagranie tego co tam się działo i w drogę.

No i się zaczęło, wbiegam w las, a tam ściana, dosłownie. Wtedy przypomniałem sobie jak sprawdzałem nachylenia na trasie i te 27%. Wszędzie było widać cierpienie (możecie to obejrzeć tutaj, tutaj lub tutaj).

Na zbiegu zaczęło, mi dokuczać kolano,a na tych stromych podejściach odezwał się achilles, co doprowadziło, że już całkowicie odpuściłem i skoncentrowałem się na tym, aby nie przedobrzyć i coraz częściej nagrywałem filmiki z trasy, a widoki zapierały dech w piersiach i nie mówię tu o dziewczynach na trasie (choć w wielu mógłbym się zakochać), a o górach.

Od pewnego czasu każdy kogo spotykaliśmy na trasie twierdził, że od teraz już tylko w dół i było, ale może przez kilkaset metrów, a potem kolejne podejście, które każdy przeklinał.

W pewnym momencie sam siebie przyłapałem, że zbiegając zacząłem nucić piosenkę zasłyszaną rano w radio (może nawet będzie słychać na filmiku z biegu).

Ostatni prawie 4km zbieg to dla mojego kontuzjowanego kolana i achillesa to była tragedia, a moment w którym było prawie pionowo to była masakra. Na szczęście jakoś udało się zbiegać, powoli i spokojnie, żeby nic sobie nie zrobić.

Ostatnie metry to już zastrzyk adrenaliny, ból przeszedł, kibice na.trasie, na torach i tuż przed metą nieśli dopingiem każdego z biegaczy, mnie również. Przekraczając linię mety poczułem ulgę, ale i ogromną radość - udało się!!!


Po biegu piwo i wylądowaliśmy w potoku, niektórzy siadali na kamieniach wystających z wody, na korzeniach, a ja glebnąłem tyłkiem w wodzie i to było cudowne. Chłodna woda działa bardzo dobrze na zmęczone nogi. Siedząc tam w wodzie i pijąc piwo Rzeźnik nagrałem (jest na filmiku z biegu) deklarację, że nie przyjeżdżam na Rzeźnika. Ale to nie prawda, przyjadę, coś w tym jest co usłyszałem odbierając pakiet - "Rzeźnik wciąga".

Później oczywiście posiłek regeneracyjny - pizza - nawet nie wiem kiedy zniknęła z talerza i powrót do domu.


Dziś czuję się cudownie, gębą uśmiechniętą, lekko bolący achilles i tyle, jest świetnie.

Wszystkim polecam start w Rzeźniczku, przyjazd do Cisnej i poczucie tej atmosfery biegu, to jest naprawdę coś wspaniałego.

Na koniec jeszcze kilka fotek:

czwartek, 4 czerwca 2015

48h do startu w Rzeźniczku

Ostatni tydzień przygotowań miałbyć prosty - spokojne, krótkie 10-15km biegi. Poniedziałek i wtorek takie były. Środę odpuściłem ze względu na stan organizmu, czyli jego lekkie odwodnienie, które staram się "zaleczyć". Dziś pewnie będzie krótki truch do lasku i z powrotem, wyjdzie jakieś 5-10km. Jutro rano wyjeżdżamy i pewnie jeszcze po podróży zrobimy kilka km, aby nogi sobie "odpoczęły" po tych kilku godzinach spędzonych w aucie.

Oczywiście już ładuję węgle, staram się odpowiednio nawodnić i zregenerować organizm tak, aby w sobotę rano był maksymalnie przygotowany na wysiłek jaki mnie czeka.

Jak pewnie wiecie jadę w Bieszczady z moim kolegą Tomkiem i biegniemy razem, choć jest to bieg indywidualny. Naszym celem jest przede wszystkim dobrze się bawić, a wszystko co uda się zrobić czasowo to będzie dodatek. Liczymy na dobrą pogodę i fajne widoki, którymi postaram się z Wami podzielić już w niedzielę. Choć pewnie nie zabraknie relacji prosto z trasy, zobaczymy.

Na koniec, gdybyście usłyszeli w sobotę w wiadomościach, że w Bieszczadach kogoś zaatakował niedźwiedź to mogę to być ja :)

wtorek, 2 czerwca 2015

Ostatnie treningi przed Rzeźniczkiem

Pozostało już tylko kilka dni do najbliższego wyzwania jakim jest start w Rzeźniczku. Nie będzie to łatwy bieg, 1000m przewyższenia na 25km.

Już w zeszłym tygodniu odpuściłem mocne treningi na rzecz spokojnego biegania w pierwszym zakresie. Zmniejszyłem także kilometraż tak, aby nogi trochę odpoczęły.

W zeszły wtorek w deszczu biegaliśmy ze Staszkiem jak chomiki w kółko po bieżni aż dobiliśmy 20km - było bardzo fajnie, taki test psychiczny, czy dam radę tak monotonnie biegać. Okazuje się, że daję radę.

W czwartek było trochę podbiegów w Lasku Bielańskim, ale tempo spokojne.

Wczoraj spokojne 12km, a dziś 10km ponownie w Lasku Bielańskim - moim ulubionym miejscu do biegania - poza Puszczą Kampinoską.

Coraz lepiej to wygląda, choćby pokazują to ostatnie dwa treningi - przy tym samym tętnie różnica tempa była aż 20 sekund na kilometr.

Po treningu oczywiście rolowanie i zimny prysznic na nogi - rewelacyjnie to działa, polecam.

Czwartkowe podbiegi, raz w jedną stronę, raz w drugą - wokół terenu kościoła na Dewajtis 
poniedziałkowe 12km (powyżej) i dzisiejszą dyszka (poniżej)