ALE - 20% - kod: biegambotakwyszło

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wrocław. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wrocław. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 21 września 2014

32. Maraton Wrocławski (14/09/2014)

Jeżeli chodzi o mój Maraton Wrocławski to ze względu na wynik nie mogę uznać go za udany, ale gdyby spojrzeć na zabawę to już tak. A było to tak: pierwszych 13 kilometrów biegłem spokojnie, średnie tempo poniżej 5:20/km, tętno - drugi zakres, przy niewielkich podbiegach trochę wzrastało, ale zaraz wracało do normy. Na 14 kilometrze problemy żołądkowe, wymiotowałem dwa razy, zszedłem z trasy, by po paru minutach z powrotem na nią wrócić - uznałem, że tak szybciej dotrę do depozytu, w którym zostawiłem rzeczy. Kryzysów na trasie miałem sporo, spowodował to wcześniej wspomniane problemy żołądkowe, osłabienie oraz upał, który dawał się we znaki wielu biegaczom. Na każdym punkcie oblewałem się wodą z misek (wielkie dzięki dla Organizatora za taki pomysł). Kryzys trwał u mnie dopóki w okolicach 30km nie spotkałem na trasie swojego znajomego Łukasza z fundacji Spartanie Dzieciom (Jestes diamentem) i razem rozmawiając spokojnie biegliśmy dalej. Czas mijał szybciej, kilometry leciały. W pewnym momencie, tuż przed rynkiem, widząc knajpkę z ogródkiem stwierdziłem: "gdybym miał ze sobą jakąś kasę to usiadłbym sobie na chwilę na kawę", a on na to: "ja mam 20zł, jak coś to dawaj". Przebiegliśmy jeszcze kawałek i tuż przy runku usiedliśmy na jedno małe, zimne piwo. Ludzie przyglądający się nam patrzyli się dziwnie lub uśmiechali się, tak samo jak przebiegający obok nas inni uczestnicy maratonu. Jak to skomentował Łukasz: "zapłaciliśmy za 6h biegu, więc chcemy je wykorzystać". Ostatni łyk i w dalszą drogę. Wbiegając na Ostrów Tumski, zauważyłem znajomą już mi lodziarnie - Polish Lody - lody naturalne - wspomniałem, że to chyba najlepsze lody we Wrocławiu, o czym może świadczy długa kolejka, która jest tam chyba przez cały czas. Na szczęście ludzie w kolejce nas przepuścili, wzięliśmy po jednym i biegniemy dalej. Mijają kolejne kilometry, po drodze jeszcze robimy szybkie nagranie do Ice Bucket Challenge. Później już tylko spokojny bieg i na ostatnich metrach ostry finish. Wbiegłem na metę z czasem 4:35:35 - tyłka nie urywa, ale mając w głowie start za miesiąc w Poznaniu, nie chciałem szaleć i męczyć organizm w takich warunkach.
Na koniec jeszcze dodam, że biegłem przeziębiony (wstałem z zapchanym nosem i bólem gardła - cały czas jestem na lekach), z zapaleniem rozcięgna podeszwowego w prawej stopie i lekko naciągniętym achilesem w lewej nodze - to pokazuje, że można, trzeba tylko chcieć - biega się głową

ps. wiem, że dziwnie to wygląda, ale mam nadzieję, że zrozumiecie - zmęczenie, upał, mieliśmy już tak naprawdę wyjeb... na wszystko i aby ulżyć sobie w cierpieniu zaczęliśmy się wygłupiać, to piwo naprawdę postawiło mnie na nogi, praktycznie od razu przeszło wszystko

ps2. super mina na ostatnim zdjęciu