ALE - 20% - kod: biegambotakwyszło

wtorek, 25 sierpnia 2015

Adam Kszczot - srebro na 800m - Pekin 2015

niedziela, 23 sierpnia 2015

5 Półmaraton PWZ im. Janusza Kusocińskiego

Dzisiejszy start w Półmaratonie PWZ im. Janusza Kusocińskiego mogę podzielić na dwa, a nawet trzy etapy :)

ale od początku :) pobudka po 4, już nie było szans na dalsze spanie, więc odpaliłem Mistrzostwa Świata w Pekinie :) później śniadanie - bułka z miodem :) jakoś o 7:30 wyruszyłem do Błonia wiedząc, że muszę jeszcze odebrać pakiet i żeby nie robić wszystkiego na ostatnią chwilę :) zaraz po 8 byłem na miejscu, szybko załatwiłem co miałem do załatwienia i czekałem na start. W międzyczasie spotkałem sporo biegowych znajomych, krótkie rozmowy i czas szybko zleciał.

Godzina 10 i startujemy :) miało być bardzo spokojnie, ale wyszło inaczej :) pierwsze 11km pobiegłem bardzo fajnie, szybciej niż zakładałem (średnia 5:16/km - w obecnej formie, a raczej jej braku to jest dla mnie początek drugiego zakresu) i od połówki zwolniłem.

Druga część to odcinek od 12 do 18 km - specjalnie zwolniłem, chciałem bieg średnio 5:40/km, a wyszło 5:35.

I na koniec odcinek od 18km do mety - tutaj zqczęło się całe nieszczęście - wyszło odwodnienie, pierwsze skurcze  - ale to wszystko było do zniesienia, gorsze było to, że nagle żołądek dał znaćo sobie i co chwilę zbierało mi się na wymioty, odbijało mi się co jakieś kilkadziesiąt metrów, kilka razy przechodziłem do marszu, aby go uspokoić. Puścił dopiero jakieś 200-300m przed metą, ale już nie ryzykowałem mocnym finishem. Wbiegłem na metę z czasem 1h:59m:07s - do życiówki ponad kwadrans, ale nad tym popracujemy innym razem, na razie muszę wybiegać swoje i wrócić do kilometrażu na poziomie ponad 250km miesięcznie.

Pogoda była piękna, ale nie do biegania, przynajmniej dla mnie, nie lubię takiego słońca, zdecydowanie dla mnie mogłoby padać :) sporo wiatru, który wiał od przodu - więc trochę siły zrobionej :) a profil trasy z zegarka pokazuje, że było cały czas pod górkę, lekko ale pod górkę :)

Jeżeli chodzi o organizację to nie ma się do czego przyczepić, 3 punkty z wodą (a może 4 - nie ogarnąłem), kurtyny wodne, które "ratowały życie", super kibice - super impreza, polecam, sam pewnie za rok tam wrócę :)

teraz czas na regenerację, kompresy już na nogach, wcześniej było rolowanie i oczywiście uzupełnianie kalorii i płynów :)

Miłego dnia :)

niedziela, 26 lipca 2015

25 Bieg Powstania Warszawskiego - debiut jako pacemaker

25 Bieg Powstania Warszawskiego miałbyć dla mnie wyjątkowym biegiem i był. Debiutowałem jako oficjalny pacemaker i prowadziłem grupę biegaczy na 60min.

Relację z tego wydarzenia chciałbym podzielić na 3 części: przed biegiem, bieg, po biegu.

PRZED BIEGIEM
Chyba nigdy nie miałem takiej tremy przed biegiem jak w dniu wczorajszym. Od samego rana zastanawiałem się jak to będzie? Czy mi się uda? Ile osób będzie ze mną biegło? I mnóstwo innych pytań krążyło mi po głowie, a im było bliżej startu tym to się nasilało. Tym bardziej się stresowałem, bo na ostatnim treningu próbowałem pobiec tempem 6:00/km i nie byłem w stanie tego osiągnąć, non stop gdzieś tempo oscylowało w granicach 5:50/km. No nic, jakoś to będzie.

BIEG
Tutaj nie ma co się zbytnio rozpisywać, to była czysta przyjemność. Starałem się jak mogłem trzymać równe tempo, troszkę szybsze na płaskich odcinkach trasy i odrobinę spokojniej na podbiegach. Wyszło całkiem nieźle, czas na mecie 59:57, czyli idealnie, kto biegł ze mną ten złamał godzinę.

Ale nie do końca było tak fantastycznie, tuż przed 5km wpadłem lewą stopą w jakąś dziurę w ulicy (zobaczyłem ją już za późno i nie byłem w stanie już zareagować), wtedy myślałem, że ją skręciłem, bolało jak cholera, ale postanowiłem, że jako pacemaker nie mogę zejść póki mogę biec (pewnie przy szybszym biegu bym zrezygnował). I doczłapałem do mety.

PO BIEGU
Oczywiście radość z dobrze wypełnionego zadania, piątki z innymi biegaczami, szczególnie z tym, którym pomagałem na ostatnich kilometrach. Później szybko znieczulić nogę piwem ze znajomymi i póki jeszcze mogłem w miarę normalnie chodzić (i nie mam tu na myśli dużego stężenia alko we krwii) udałem się do domu.

Wszystko byłoby pięknie i cudnie dopóki nie sprawdziłem czasu z Datasport. Ku mojemu zdziwieniu mam czas 1:01:35 - wtf? Sprawdzam dalej, znajomy z którym biegłem ma podobny. Inni znajomi, którzy cały czas biegli za mną mieli czasy lepsze o ponad minutę. Po chwili przypomniałem sobie moment startu, gdzie stałem w pierwszym rzędzie swojej strefy i rozstawione czujniki Datasport zapewne wyłapały mój chip. Po powrocie szybki mail do Datasport i co się okazuję - miałem rację - czas zweryfikowany na 59:57 :) ale okazuję, że takich przypadków było więcej - muszę przyznać, że to bardzo słabo wyglądało.

A Wam jak się biegło?  Życióweczki?