ALE - 20% - kod: biegambotakwyszło

czwartek, 5 maja 2016

26. Bieg Konstytucji 3 Maja

Szukałem biegu gdzie mógłbym sobie trochę poprzebierać nogami i odpocząć od ciężkich treningów i podreperować życiówkę na 5km.

Nie ukrywam, że na kilka dni przed biegiem dopadł mnie stres z nim związany i cel jaki sobie postawiłem. Dodatkowo dopadło mnie lekkie zatrucie oraz przeziębienie. Ze względu na osłabienie organizmu nie wykonałem jednej pełnej jednostki treningowej. Inną natomiast zrobiłem słabiej niż było zakładane. Dlatego też miałem plan minimum - złamanie 20min (ostatnio 5km pobiegłem podczas Biegu Bielan w styczniu w 20:48). 

Plan jaki sobie zakładałem w głowie to próba złamania 19min - choć wiedziałem, że to już będzie trudne, choćby ze względu na podbieg na Agrykoli.

W przed dzień zawodów niestety nie odpoczywałem jak powinienem, byłem na ognisku/grillu. Wiedząc, że następnego dnia mam bieg i chcę coś powalczyć nie mogłem z niczym przesadzić. Starałem się pilnować ze wszystkim, łącznie z tym, aby dobrze się wyspać.

Udało się. Wstałem wypoczęty, choć jak zawsze gdy mam pobiec szybko nie miałem po prostu na to ochoty - w moim przypadku oznacza to mniej więcej zapowiedź dobrego biegu. Wiedziałem, że gdy będę już w okolicach trasy i poczuję klimat zawodów to wszystko minie i będzie ok.

Będąc już na miejscu, jak zawsze spotkałem sporo znajomych twarzy, krótkie, szybkie rozmowy: jaki plan? jak forma? itd :) szybko zapomniałem o jakimkolwiek stresie :) obowiązkowa wizyta w TOI TOI i można było zaczynać rozgrzewkę - trucht i kilka przebieżek jak zawsze mi dobrze zrobiły. Pogoda niestety nie rozpieszczała, robiło się coraz cieplej, co nie wróżyło mi za dobrze (nie lubię biegać w takiej pogodzie, zdecydowanie wolę deszcz niż słońce).

Tuż przed startem spotkałem Grześka - Biegnij Zwierzu - krótka rozmowa i okazuję się, że planujemy start na podobny czas, więc biegnę z nim, a raczej staram się utrzymać jego tempo biegu. Zawsze dodaje to motywacji do szybszego biegu.

Wystartowaliśmy. Grzesiek odskoczył mi na 4-5m i taką odległość utrzymywaliśmy przez pierwszy kilometr. Później niestety już mi uciekł :) czyli było tak jak podejrzewałem :) może następnym razem będzie lepiej :) no nic, biegnę sam. Wiedziałem, że tego dnia nie jestem w stanie utrzymać tego tempa i zwolniłem wiedząc, że przecież za chwilkę będzie podbieg.

Podbieg jak to podbieg - ciężki, choć to nie to samo co na Półmaratonie Warszawskim miesiąc wcześniej - zdecydowanie wolę Agrykolę :) Oczywiście znacząco zwolniłem. Na samym jego początku energii dodał mi doping kibiców - dzięki Ola, naprawdę pomogło :)

Jakoś się wdrapałem, choć już od połowy było ciężko. Czułem osłabienie, ale wiedziałem, że wystarczy mi chwila biegu po płaskim i wszystko wróci do normy. Tak oczywiście się stało, więc od razu lekko przyspieszyłem. Czekałem do zbiegu gdzie będę mógł sobie trochę odrobić i poniekąd odpocząć. Na samym jego początku wypatrzyłem Tomka - dzięki za doping (po raz kolejny, ostatnim razem uratował mnie na podbiegu podczas połówki warszawskiej). Zbiegając wiedziałem już, że 20min będzie złamane. Pytanie było tylko o ile, czy znowu będzie końcówka 59s (albo coś podobnego)? Najważniejsze, że jeszcze chwila, jeszcze 2-3min i jestem na mecie.

Wychodząc z ostatniego zakrętu spojrzałem na metę, a potem na zegarek, na którym wyświetlony czas to 19:10 - nie pozostało mi nic innego jak tylko finishować.

Wbiegłem na metę, zatrzymuję zegarek i patrzę: 19:41 - udało się!!!
Jak się później okazało - oficjalny czas i aktualnie moja życiówka na 5km to 19:39 :)

Byłem wykończony. To był maks na jaki było mnie stać tego dnia. Pogoda i podbieg zrobiły swoje.

A z dystansem 5km zmierzę się już za miesiąc - tym razem mam nadzieję 19 pęknie :)
trzymajcie kciuki :)

środa, 4 maja 2016

Kwiecień - podsumowanie

Jesteśmy już po dłuższym weekendzie majowym, więc czas podsumować poprzedni miesiąc.

Kwiecień miał być miesiącem docelowym z formą. Przygotowywałem się pod dwa biegi:

Półmaraton Warszawski i Memoriał Winanda Osińskiego w Szczecinku (10km) - to miały być dwa główne starty na wiosnę, reszta na razie mnie w ogóle nie obchodziła. Skupiałem się na ciężkiej pracy, aby osiągnąć nowe, dużo lepsze życiówki.

O moim starcie w 11. PZU Półmaratonie Warszawskim możecie poczytać tutaj - warto wspomnieć, że poprawiłem życiówkę aż o 16min!!! Mega się zajarałem, choć wiem, że mogłem pobiec odrobinę lepiej.





Pod koniec kwietnia w Memoriale Winanda Osińskiego mój personal best na 10km wynosił już 40:29 (poprawa o 5m:20s) - tutaj niedosyt z lepszego wyniku był większy, chciałem zaatakować 40min. Niestety tym razem mi się nie udało, ale nabrałem jeszcze większej motywacji. Jestem już tak blisko i wiem, że niebawem mi się to uda. Muszę tylko dalej ciężko pracować na treningach, trzymać się diety (teraz ze względu na coraz cieplejsze dni może być trudniej - grille, ogniska, itp. itd.) i przede wszystkim odpowiednio regenerować organizm.




Jeżeli chodzi o kilometraż w kwietniu to nie był już taki duży jak w marcu, bo tylko 240km.


wtorek, 26 kwietnia 2016

33. Bieg Uliczny Memoriał Winanda Osińskiego

33. Bieg Uliczny Memoriał Winanda Osińskiego już za mną. Przywożę że Szczecinka piękny medal i nową życiówkę.
opady śniegu na 1h przed startem

Niedziela (24/04/2016) godz. 12:30 - 30min do startu. Jestem już na w okolicach startu, nerwowo szukam depozytu, spotykam znajomego (Marcin fajnie było Cię widzieć), który był lepiej zorientowany niż ja. Szybko zdjąłem z siebie dresy, zostawiłem graty i pobiegłem na rozgrzewkę. Wiedziałem, że wystarczy mi jakieś 10-12km spokojnego bieganie, trochę wymachów, aby rozgrzać ręce, kilka krótkich przebieżek i rozciąganie. Spojrzałem na zegarek, mam jeszcze 7min, więc już truchtem w okolicę startu. Jeszcze kilka słów z rodziną i czekało mnie lekkie przepychanie się na początek stawki.



Stanąłem w 5-6 rzędzie, choć gdy spoglądałem na osoby obok to nie wyglądały one jakby miały biec tak jak ja, czyli na 40min. No nic, zostaję już tu. Start jest lekko pod górkę, zaraz wszystko się rozciąganie. Im bliżej było wystrzału startera tym bardziej nasilał się we mnie stres związany z biegiem (chyba jeszcze większy niż przed Półmaratonem Warszawskim).

Odliczanie. 10, 9, 8...2, 1, strzał. Poszli. Nie myliłem się, wszystko od razu się rozciągnęło, kilka osób o prawda musiałem minąć slalomem, ale tempo było dobre. Nawet za dobre, bo zegarek wskazywał 3:40/km - co lepsze, wcale mi to nie przeszkadzało. Myślałem, że mnie zaraz odetnie, a tu nic. Mając jednak na uwadze, że to pierwszy km i nie ma co tak odpalić, starałem się odrobinę zwolnić, nie dać się ponieść tłumowi. Cały czas szukałem wzrokiem osoby, pod którą mógłbym się podłączyć, niestety co dobiegałem do jakiejś grupy to po paru sekundach ją mijałem. Pierwszy km w 3:54.

Na drugim kilometrze miałem już serdecznie dość, zaczynało się - wiejący wiatr i brak osoby za którą można było się schować dawało mi się we znaki.

Czwarty kilometr - znalazłem kompana z którym na zmianę sobie uciekaliśmy przez drugą część trasy (każdy z nas miał chyba w innym momencie kryzysy).

Piąty km to długa prosta wzdłuż jeziora zakończona podbiegiem, który rozpoczynał drugą, ostatnią pętle. Na pomiarze czasu na 5,1km miałem 20m:54s. Po tej górce myślałem o tym, aby zwolnić, odpuścić i nawet już niby to robiłem, gdy po 200-300m spojrzałem na zegarek, a tempo nie spadało. Chwilowy kryzys minął. Biegnę dalej.

profil trasy z mojego Garmina

Kolejny zakręt i zbiegamy przy kościele. Rozpoczął się 8km, a tu nagle jak za dotknięciem zaczarowane różdżki wszystko co mnie bolało przestało i nagle poczułem zastrzyk energii. Minąłem spokojnie kilka osób. Cały czas "znajomy" z 4km gdzieś czujnie biegł za mną.

Doszedł do mnie na 9km, ale nie przejmowałem się tym, wiedziałem, że mam jeszcze zapas sił, oby tylko nie zacząć za wcześnie. Przed nami jakieś 50m biegły dwie osoby, które obrałem sobie za cel na ten ostatni odcinek trasy. Minęliśmy tabliczkę z 9km, wpadamy na rondo i od razu w prawo. Wbiegłem pierwszy i to był moment gdzie postanowiłem już lekko przyspieszyć. Jeszcze bez szaleństw. Sprawdzimy czy się utrzyma. Lekko odwracam się po chwili i biegnę już sam. Zbliżam się powoli do dwójki przede mną. Jeden z nich odskakuje i już wiem, że złapać mogę tylko jednego.



Końcówka była trochę kręta, wybiegamy na murawę stadionu u tutaj już był ogień. Przeciwnik zobaczył mnie tuż za sobą i także odpalił. Wbiegł minimalnie przede mną.



Na zegarku czas 40:29 :) mega :) jeszcze pół roku temu mógłbym pomarzyć o takim wyniku (w listopadzie 2015 roku nabiegałem 45:50 i do niedzieli godziny 13:41 była to moja życiówka). Oficjalny czas jest o 2s lepszy :) Szczecinek zdobyty, super bieg, super czas, ale niedosyt pozostaje, było tak blisko trójki z przodu. No nic, mam motywację, aby złamać te 40min – może już tak z przytupem :) zobaczymy, teraz przede mną starty na 5km – pierwszy już 3 maja :)

a takie cudo dostałem po biegu :)