ALE - 20% - kod: biegambotakwyszło

niedziela, 9 listopada 2014

I PZU Cracovia Półmaraton Królewski

Wyjazd do Krakowa początkowo miał być rekreacyjny i bieg jako zając, niestety plany się zmieniły i już wiedziałem, że biegnę sam. W między czasie wyszedł mi w sobotę pierwszy wyjazd na cmentarz przed świętami. Pobudka po 3 rano i ponad 300km dały się odczuć. O 23:45 wsiadałem i o 4:40 w niedzielę miałem być w Krakowie. Dzięki zmianie czasu mieliśmy jeszcze godzinny postój w Kielcach, aby wyrównać godziny podróży (bus jechał dalej do Zakopanego).

Ok. 5 rano byłem w Krakowie, przywitała mnie mgła, którą widzieliście na fotkach. Spacer po rynku, trasa już przygotowana, pracownicy obsługi powoli pojawiali się na rynku i kończyli przygotowania do biegu. Darmowa kawa na pobudzenie w McDonaldzie na Dworcu razem z bezdomnymi (czyt. mieszkańcami dworca), a później druga kawa i tosty na śniadanie już na Szewskiej. Następnie udałem się na stadion Wisły Kraków odebrać pakiet. Zostałem już tam na dłuższą chwilę, przebrałem się w strój do biegu i na niecałą godzinę złożyłem rzeczy w depozycie i udałem się na start. Idąc czułem lekki ból w achillesie i bałem się, że przeszkodzi mi on w normalnym biegu. Na szczęście po 2km rozgrzewki i kilku ćwiczeń sprawności biegowej ból przeszedł, bądź pod wpływem adrenaliny zapomniałem o nim. Oczekiwanie na start to najgorszy okres, czas płynie tak wolno, tym razem było podobnie.

W końcu wybiła 11, wystartowaliśmy. Początek wolny, pierwsze kilkaset metrów, patrzę na zegarek, a tam tempo ponad 5:50 - wolno. Za wolno! Trzeba przyspieszyć i pierwszy kilometr wszedł 5:17, kolejny już 5:10, a trzeci 5:04. Postanowiłem spróbować rozłożyć bieg na trzy 7km części i tak pierwsze 7km pokonałem w 35:47 (śr. 5:06), drugie w 34:54 (śr. 4:59), a ostatnie w 34:44 (4:58). Udało mi się, choć zadecydował o tym ostatni kilometr przebiegnięty w 4:48, gdy już nogi mi padały.

Przed biegiem zapoznałem się z profilem trasy i wiedziałem o jednym dłuższym podbiegu, na rynek, ale nie zauważyłem, że w sumie co chwilę będą podbiegi i zbiegi, bardzo dużo zakrętów o 180 stopni, które wybijały całkowicie z rytmu. Podobnie z kostką brukową, której także było sporo na trasie.

Czy miałem jakiś kryzys? Oczywiście, nie jeden. Kilka razy łapała mnie kolka, ale wystarczyło zwolnić na chwilę i przechodziło - na szczęście. Od 10km myślałem żeby się zatrzymać, ale zaraz pojawiała się myśl - zwolnij, ale się nie zatrzymuj! I tak robiłem do samej mety, choć nie zawsze
To zwalnianie mi wychodziło, bywało, że przyspieszałem . Także od 10km mocno chciało mi się siku, szukałem na trasie ToiToia, ale jakoś nie wypatrzyłem, więc albo zapominał o tym albo naprawdę ich nie było wzdłuż trasy.

Miałem ze sobą jeden żel, ale go nie użyłem, również nie skorzystałem z żadnego jedzenia i picia na trasie, jakoś nie czułem potrzeby, biegło mi się dobrze bez tego.

Wynik jaki osiągnąłem 1:46:30 jest ponad moje oczekiwania patrząc na to, że od ponad miesiąca w ogóle nie trenuję, przez dwa poprzedzające weekendy dostałem trochę w kość - Poznań Maraton i Bieg na Kasprowy - brak snu przez 31h (teraz jak to piszę to jest ich już 39), kilka kontuzji, które trzymają się mnie i nie chcą puścić.

Na koniec chciałbym podziękować kibicom na trasie, szczególnie tym na Rynku, przy których dopingu gnałem po 4:30/km, co odczułem jak ich tylko zabrakło, a także tym na mecie, gdy podczas mojego standardowego finishu na maksa, gdy widzieli, że gonię jeszcze dwie osoby dopingowali i dodawali sił.

Specjalne podziękowania także dla tych wszystkich, którzy życzyli mi powodzenia, choćby na fan page'u - nie będę Was wymieniał z imienia i nazwiska, wiecie o kogo chodzi - dodajecie mi sił, motywacji, dzięki Wam ukończyłem już kilka biegów podczas, których miałem ochotę zrezygnować, ale te Wasze życzenia zawsze dodawały mi motywacji do dalszej walki.

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem, ciekawe ile z was tu dotarło, aż korci mnie to sprawdzić, tylko w jaki sposób?
Wpiszcie w komentarzu na samym początku znak zapytania (?), jeżeli nie chcecie tego komentować to wystarczy sam - ?.

Teraz wracam już do Warszawy, siedzę w Polskim Busie i właśnie skończyłem opisywać Wam relację z biegu - ciężko robi się to na telefonie, ale przyzwyczaiłem się.

Jak dotrę do domu to wrzucę dane z zegarka na kompa, a później tutaj to zobaczycie jak to wyglądało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz